Opis dotyczy wersji C11, która zakupiona została jeszcze w Diorze wraz z pierwszą wersją Amatora i służy do dziś podpięta obecnie do amplitunera Hitachi SR-903.
Wzornictwo przetrwało próbę czasu ze względu na swoją prostotę. Nie można tego niestety powiedzieć o zawieszeniu głośników średnio-niskotonowych, które trzeba było poddać renowacji.
Kolumny o deklarowanej mocy 15W, które początkowo napędzane były 4-watowym Amatorem zdecydowanie lubią duże dawki prądu. Po podłączeniu ich z SA-5360 znacząco zyskała stereofonia, choć była to ekspansja wyłącznie na boki, bez budowania głębi. Wokale dołączyły swoją ekspresją do niskich jak i wysokich tonów, czego brak irytował wcześniej podczas słuchania z DS-101. Rotel RX-403 wniósł dodatkowo dawkę detalu, niezbyt wyrafinowanego jednak pozwalającego już w dużym uproszczeniu czuć atmosferę nagrań.
Wysokie tony są nieźle zróżnicowane pamiętając jednak cały czas o konstrukcji zastosowanego przetwornika (nie jest to oczywiście poziom "dobry" w skali bezwzględnej). Bas jest zdecydowanie jednostajny, przy bliskim ustawieniu kolumn przy ścianie (mimo, że posiadają konstrukcję zamkniętą) staje się rozmyty i poluzowany, pozbawiony ataku. Największą zaletą jest wokal. Słuchanie płyty np. Artura Andrusa "Myśliwiecka" sprawia ogromną frajdę. Przełomowe okazało się podłączenie kolumn do SR-903, który dysponuje ogromnym zapasem mocy (zgodnie z zapewnieniem producenta jest w stanie przez krótki czas oddać 160W na kanał). Po raz pierwszy pojawiła się głębia sceny. Nie jest to oczywiście zjawisko rozmiarów takich jak w produktach AP, ale jak na siermiężność konstrukcji robi duże wrażenie. Hitachi również udało się zapanować nad basem, który nadal pozbawiony jest zdecydowanego ataku, ale wykazuje już minimalne zróżnicowanie i brak rozmycia. Płyty Lady Pank w wersji orkiestrowej można słuchać godzinami z uśmiechem na twarzy, szczególnie w momentach dużych skoków głośności w nagraniach kiedy to w ślepym odsłuchu można by było stwierdzić, że mamy do czynienia z kolumnami podłogowymi... no i ta głębia sceny.
Używam tych kolumn głownie ze względów sentymentalnych (stąd dodatkowa gwiazdka przy ocenie ogólnej), choć trzeba szczerze przyznać, że przy odpowiednim zestawianiu potrafią miło zaskoczyć. Dużą ich zaletą jest niemęcząca prezentacja, co jest nie do przecenienia przy odsłuchach po całym dniu pracy. Oczywiście już nawet w czasach ich świetności czyli latach 70-tych, były w Tonsilu zdecydowanie lepsze konstrukcje, ale... w przypadku omawianych kolumn nie o poziom doskonałości konstrukcyjnej chodzi...
Zg-15 to takie PRL-owskie Tannoy M - większość z nas miała lub ma z nimi kontakt, a Ci którzy nie mieli warto, aby po nie sięgnęli choćby na krótką chwilę.